- Tylko bądź miła dla Kasandry – powiedział Sasha zdejmując
słuchawki z uszu Nataszy
- Jak mi się ze chce – nałożyła słuchawki z powrotem na uszy
- Natasza… - znów ściągnął jej słuchawki – Bądź miła,
zrozumiano?
- No dobra już dobra. Teraz mogę już słuchać?
- Tak, możesz… - powrócił do czytania lektury
Po kilku godzinach byliśmy już w naszym starym domu. Weszliśmy
do środki i od samego progu z wielkim uśmiechem powitała nas Kasandra. Boże!
Jaki ten uśmiecha jest sztuczny, pewnie jak ona cała.
- Sasha – uścisnęła swojego męża – Martwiałam się…
- Nie potrzebnie – trwał w uścisku z żoną – Korki na
mieście. Wszyscy robią zakupy.
- Kuba, jak miło cie widzieć… - uścisnęła chłopaka zaraz po
Sashy
- Mi ciebie też – uścisnął się z Kasandrą
- Natasza… - podeszła by uścisnąć Nataszę
- Whatever… - przeszła obok macochy nawet na nią nie
spoglądając
- Ciebie też miło widzieć – odparła smutno Kasandra
- Nie przejmuj się – wziął za rękę ukochaną – Natasza
przeszła wiele ostatnio. Miała kilka kontuzji… daj jej chwilę czasu –
uśmiechnął się czuje.
- Ona nigdy mnie nie zaakceptuje… - poszła smutna do kuchni
Poszłam do swojego starego pokoju. Gdy tylko weszłam, moje
nozdrza wypełnił zapach białych kwiatów. W pokoju było wszystko idealnie takie
samo jak go zostawiałam ostatnim razem. Całe szczęście, że Kasandra tu nie
wchodziła. Kocham mój pokój, jego lawendowe ściany a na nich lekkie zarysy ciał
ludzi. Sama go zaprojektowałam, szkoda, że musiałam go opuścić na rzecz
Londynu. Usiadłam na swoim wielkim łożu, zamknęłam oczy i przez chwilę
delektowałam się zapachem białych kwiatów.
- Rozpakowałaś się już? – wszedł z wielkim hukiem do pokoju
Kuba
- Fuck! – wystraszyła się – Inaczej już nie umiesz?!
- Przecież tylko wszedłem – zaśmiał się
- Ale to było wejście smoka – też się zaśmiała – A co do
twojego pytanie, to nie. Jeszcze tego nie zrobiłam. Chciałam chwilkę posiedzieć
w swoim pokoju.
- Zaraz ojciec przywiezie choinkę. Liczę, że pomożesz mi ją
ubrać?
- Jasne. Uwielbiam ubierać choinkę. – wstała z łóżka i
otworzyła walizkę z ubraniami
- Natasza… Jeśli chodzi o Kasandrę… - zaczął powoli
- Ojciec cie nasłał czy sam „cerber”?
- Nikt mnie nie nasłał. Chcę ci powiedzieć, żebyś dała jej
szanse. Przecież nic ci nie zrobiła.
- Ależ zrobiła… Wystarczy, że weszła do naszej rodziny i to
był błąd.
- Oj Natasza, Natasza… - z dołu dobiegł trzask otwierających
się i zamykających się drzwi – O chyba już wrócił. Chodź… - pociągnął siostrę
za rękę.
Zeszliśmy szybko na dół schodami. W salonie zobaczyliśmy
wielką, zieloną choinkę, lekko oprószoną białym śniegiem. Kiedy ją zobaczyłam
oszalałam z radości. Ostatni raz widziałam taką choinkę jeszcze jak mama żyła.
Kilkanaście minut później, kiedy choinka lekko obeschła, ja i Kuba zaczęliśmy
ją ubierać. Oczywiście nie obyło się wydurniania się, bez owijania się
łańcuchami czy bez pobitych bombek. Stłukliśmy ich chyba z 6 jak nie 7. Przy
ubieraniu choinki wyglądaliśmy jak małe dzieci. Nawet Sasha wziął kamerę i
zaczął nas filmować.
Następnego dnia była wigilia. Nie miałam pojęcia jak ja wytrzymam
te kilkanaście minut przy jednym stole z Kasandrą. Ale jakoś będę musiała. Całe
szczęście, że to tylko kilkanaście minut. Ja i Kuba rozłożyliśmy talerze i sztućce.
Kiedy wzeszła pierwsza gwiazdka usiedliśmy do stołu by rozpocząć wigilię.
Omówiliśmy modlitwę, po czym zaczęliśmy konsumować dania przygotowane wcześniej
przez Kasandrę.
-Chciałabym ci pogratulować, Natasza, wspaniałego występu na
Mistrzostwach Europy i zdobycia tytułu mistrza – wtrąciła Kasandra po kilku
minutach
- Jakby cie to naprawdę obchodziło – odpowiedziałam oschle
Natasza
- Natasza… Zachowuj się! – podniósł ton Sasha
- A obchodzi ją to?! – też podniosła ton
- Obchodzi mnie – wtrąciła Kasandra – Strasznie przeżywałam
twój cały występ. A kiedy twój ojciec powiedział mi, że ostatnio odniosłaś 2
kontuzje to nawet płakałam.
- Pewnie to były łzy radości, że coś mi się stało…
- Natasza! – krzyknął Sasha
- Daj spokój Sasha – powiedziała Kasandra – Wiesz Natasza…
To były łzy tego, że martwiłam się o ciebie. – wstała od stołu i odeszła
- Widzisz, co narobiłaś… - powiedział bardzo zły Sasha i
wyszedł zaraz za Kasandrą
- No i koniec przyjemnego wieczoru – powiedział Kuba – Oj
Natasza…
- No co?
- Przestań zachowywać się jak rozkapryszony bachor. Zraniłaś
ją.
- Przepraszam… To nie było naumyślnie… Samo jakoś tak wyszło
z moich ust.
- To nie mnie powinnaś przeprosić – wstał od stołu –
Posprzątajmy naczynia. I tak pewnie już nie wrócą – zaczął zbierać sztućce
- Wiem… - także wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia
- Jesteś dla niej za ostra. Zbliż się do niej, pozwól aby
ona się do ciebie zbliżyła.
- Ostatnio jestem dla wszystkich za ostra. Nawet Wojtek
ostatnio oberwał ode mnie. – zaniosła naczynia do kuchni.
- Wiem, że cierpisz z powodu Łukasza, ale rozstaliście się
ponad 2 tygodnie temu. Musisz pójść dalej, bo ranisz siebie i wszystkich
dookoła.
- Wiem, ale to jest trudne. Nikogo tak nie kochałam jak
jego. – po jej policzku poleciała łza
- Powiem coś, ale nie gniewaj się na mnie, ok?
- To zależy, co powiesz, ale ok.
- Może powinnaś dać Wojtkowi szanse. Może dzięki niemu
zapomnisz o Łukaszu i zaczniesz żyć normalnie.
- Taaa… Jasne… I ma to być taki sam związek, jaki był między
mną a Łukaszem, co? Ukrywanie się po kontach by ojciec nas nie zobaczył.
- Zawsze możesz powiedzieć o tym ojcu. – zaśmiał się
- I co jeszcze, co? – zaczęła zmywać naczynia – Przecież
wiesz…
- Tak, wiem. Jak się dowie to twoje życie zamieni się w
koszmar Freddiego Krugera – zaśmiał się
- To nie jest śmieszne. Ty możesz mieć dziewczynę a ja nie
mogę mieć chłopaka. – podała bratu talerz by go wytarł
- Mogę, ale nie mam. – zaczął wycierać talerz - Wygodniej
jest mi być singlem. Nie muszę się o nic martwić.
- Masz rację. Jeśli miałabym być w takiej sytuacji jak ty,
kiedy byłeś z Alice to wolałabym nie mieć chłopaka.
- Proszę… Możemy nie gadać o Alice? – włożył talerz do
szafki
- Jasne – podała mu kolejny talerz
- Mam nadzieję, że ty tego błędu nie popełnisz, co? – wytarł
talerz
- Spoko, wciąż jestem… No wiesz… - pokiwała głową
- I bardzo dobrze. To nie jest tego warte… - zaczął wycierać
sztućce – A zapomniałem ci powiedzieć. Alicja zaprosiła nas na świąteczny
obiad. Chociaż tam zachowuj się normalnie i najdź na Kasandrę.
- Dobrze. Będę grzeczna…
Następnego dnia pojechaliśmy do rodziny Szczęsnych na świąteczny
obiad. Przez cala drogę w samochodzie panowała sztywna atmosfera. Ojciec się do
mnie nie odzywał od feralnej wigilii. Tak samo Kasandra. Przez całą drogę
milczała. W sumie mi to było na rękę. Caly obiad przebiegał spokojnie. Przyjechał
ojciec Wojtka, brat Wojtka, Janek i reszta rodziny Wojtka. Ku mojemu
zaskoczeniu była także Sandra. Zaprosiła ją mama Wojtka, ale po kilkunastu
minutach Wojtek się jej pozbył. I bardzo dobrze, bo nie miałam ochoty patrzeć
na tą szmatę. Wystarczyło mi, że muszę patrzeć się na Kasandrę. Po kilku
godzinach ja, Kuba i Wojtek pojechaliśmy na cmentarz. Ja i Kuba zapaliliśmy znicza
przy grobie naszej mamy a Wojtek przy malutkim grobie swojej siostrzyczki.
- Mamo… Dlaczego ciebie tu nie ma… Tak bardzo chcę twojej
rady, tak bardzo chcę wypłakać się w twoje ramię – szlochała nad gromem matki,
Natasza – Tak mi ciebie brakuje… Dlaczego musiałaś odejść? Dlaczego? – wtuliła
się w ramię brata, kiedy zaczęła płakać
- Spokojnie Natasza… – Kuba przytulił mocno siostrę - Jestem
ja jestem przy tobie
- Piękne imię miała wasza mama, Łucja… - wtrącił Wojtek
- Tak… Nie tylko miała ładne imię. Była też piękną kobietą –
odparł Kuba – Szkoda, że rak ją zniszczył – Natasza szlochała jeszcze głośniej
- Natasza… - stanął obok dziewczyny – Tak mi przykro… -
Natasza oderwała się od Kuby i przytuliła się do Wojtka a ten objął ją
ramieniem.
- Już późno, wracajmy… - powiedział Kuba patrząc na zegarek
- Już? – powiedziała Natasza odrywając się od Wojtka
- Tak. Jest 19.00. Pewnie ojciec i Kasandra martwią się,
gdzie nas poniosło. Wracajmy już…
- No dobrze… - złapała Wojtka za rękę i poszli do samochodu
– Pewnie wyglądam koszmarnie, przez to jak płakałam, co? – przetarła rękawem
płaszcza twarz
- Nie… Uważam, że wyglądasz ślicznie… - spojrzał głęboko w
oczy
- Wiem, że kłamiesz… ale dziękuję – uśmiechnęła się do
chłopaka
- Naprawdę wyglądasz ślicznie – otarł jej łzę z policzka
- Zrobiło się trochę dziwnie – odsunęła się od chłopaka i
puściła jego rękę – Przepraszam…
- Nie musisz za nic przepraszać… - otworzył dla Nataszy
drzwi do auta, aby mogła wsiąść.
- Dzięki – wsiadła poczym zamknęła drzwi – Kuba… Nie chcę mi
się wracać do domu. Jeźdźmy gdzieś na miasto, co?
- Nie. Jedziemy do domu – odpowiedział szubko – Jutro gdzieś
wyskoczymy.
- No dobrze… - Wojtek odpalił samochód o odjechali
Kilkanaście minut później…
- Natasza? – zaczął Wojtek, kiedy ta chciała wysiąść z auta
- Tak? – zatrzymała się na chwilę
- Mam dla ciebie prezent… - z kieszeni kurtki wyjął małe
ciemno niebieskie pudełeczko – Wcześniej nie było, kiedy – wręczył jej
pudełeczko
- Wojtek… Nie trzeba było… - przez chwilę patrzyła się na
chłopaka – Ja nic dla ciebie nie mama…
- Nie musisz mi nic kupować… - uśmiechnął się chłopak –
Otwórz proszę…
- O Mój Boże! – otworzyła pudełeczko – To jest takie
śliczne… - w pudełeczku był złoty łańcuszek z dwoma literkami N.B (czyli
Natasza Belov). Natasza wyjęła medalik – Wojtek… Dziękuję… Jeśli naprawdę
śliczny. – pocałowała chłopaka
- Cieszę się, że ci się podoba – był zdziwiony pocałunkiem
- Natasza, chodź już… - powiedział Kuba, który stało obok
auta. Po chwili Natasza wysiadła z samochodu i poszli do mieszkania.
***
- Sasha… Ona mnie nienawidzi… - powiedziała płacząc
Kasandra. Usłyszała to Natasza, która razem z Kubą stała w ganku – Ona naprawdę
mnie nienawidzi – przetarła oczy
- Nie płacz… Natasza ostatnio dużo przeszła a ja jej nic nie
ułatwiam… - przetarł dłonią pliczek Kasandry – Daj jej trochę czasu…
- Ile? – pociągnęła nosem – Jesteśmy już prawie rok po
ślubie a ona dalej jest taka oschła wobec mnie. Ja nic jej nie zrobiłam. Staram
się być dla niej przyjaciółką a nie matką… a ona… - znów się rozpłakała
- Przepraszam – wychyliła się z za ściany Natasza – Możemy
porozmawiać? – swoje słowa skierowała ku Kasandrze. Sasha posłusznie wyszedł z
salonu wcześniej pocałowawszy Kasandrę w policzek – To nie jest tak, że ja
ciebie nienawidzę. – usiadła obok Kasandry - Tylko ty się tak bardzo starasz
zastąpić mi matkę czy coś tam… ja miałam tylko jedną matkę i nikt więcej mi jej
nie zastąpi. Na siłę jesteś strasznie miła. Ja nie lubię takiej pustej
szczerości…
- Co mam zrobić abyś mnie zaakceptowała?
- Błagam nie staraj się tak… Znaczy staraj się, ale bez
przesady.
- Dobrze… - uścisnęły się na zgodę
Reszta świąt minęła bez żadnych przykrych niespodzianek.
Następnego dnia ja, Kuba i Wojtek poszliśmy na spacer. Oczywiście zostałam
wytacza w śniegu i rozchorowałam się. Nasza sielanka nie trwała długo, ponieważ
zaraz po świętach musieliśmy wracać do Londynu. Sama nie wiem, po co, bo i tak
nie mieliśmy treningów. Ale jak ojciec tak chciał, więc tak zrobił…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Witam, witam i o zdrowie pytam… Jak widzicie rozdział VII
jest już za nami. Mam też nowy nagłówek dzięki mojej prze-kochanej Oldze. Kocham
cie, wiesz? <3
Ten rozdział napisałam dość szybko. Zajęło mi to jedyne
4,5h. Mam nadzieję, że się wam
podobał, bo mi tak sobie się podoba. Jeśli się wam podobało to dajcie znać w
komentarzu. Lubię je czytać, bo dają mi siłę na pisanie kolejnych.
Przepraszam za wszystkie błędy jakie zrobiłam, ale nie mam siły na sprawdzanie. Jestem tak zmęczona po dzisiejszym dniu, że nie mam na nic chęci.
Kolejny rozdział… Hmm… Jak będę mieć czas. Ponieważ mamy na
nosie już październik a ja
zaczynam 10 miesięczną mordęgę.
xoxo N.